poniedziałek, 31 stycznia 2011

Śródziemnomorska sałatka z warzyw w balsamiczno-oliwnej zalewie


Dobrze mieć urodziny. Dostaje się piękne prezenty i wszyscy są TACY mili:) Gotowanie zawsze było moją wielką pasją, ale odkąd założyłam bloga, również kolekcjonowanie różnych kulinarnych gadżetów okazało się niezłą frajdą. I chyba dlatego wśród ton przepięknych prezentów, które się u mnie zjawiły, znalazły się urocze foremeczki małe i duże, nóż szefa kuchni, nowiutki WOK, wspominana już przeze mnie KUCHNIA Nigelli Lawson, książka Historia Smaku, którą ponoć pochłania się jednym tchem (dziewczyny, jeszcze raz dziękuję, zdam relację wkrótce!), dwukolorowy likier kawowo-śmietankowy, prawdziwe i absolutnie PRZEPYSZNE tiramisu z dużą ilością kawy i amaretto, kilka kulinarnych świeczek i cała torba egzotycznych różności, znanych i nieznanych, z których będę starała się skomponować ciekawe potrawy (jeśli ktoś z Was zna jakieś dobre przepisy z użyciem owocu drzewa bochenkowego – dajcie znać;))

No ale najpiękniejszym prezentem była dla mnie obecność tylu ludzi, którym chciałam podziękować, gotując coś smacznego. Co prawda wspomniane już przeze mnie kiedyś żeberka Nigelli trochę się przypaliły (a i tak znalazły amatorów!), ale generalnie prawie wszystko się zjadło, mam więc nadzieję, że nie było źle;) W najbliższym czasie będę Wam podawać przepisy na to, co tam wymyśliłam, nieraz – nie ukrywam – zainspirowana pomysłami z innych blogów lub kulinarnych stron, dziś jednak chciałam wspomnieć o czymś dla mnie wyjątkowym, potrawie skomponowanej przeze mnie w moich pięknych, zagraniczno-studenckich latach, czyli o śródziemnomorskiej sałatce z pieczonych warzyw w oliwno-balsamicznej zalewie.

Nieraz obijały mi się o uszy zachwyty nad pieczonymi warzywami. A to ktoś wspomniał, że gdzieś takie jadł i były wyśmienite, a to co i rusz z jakiejś mniej lub bardziej znanej książki kucharskiej wyskakiwał ciekawy przepis, a to wreszcie zdarzało mi się czasem samej spróbować bakłażana i paprykę, upieczone i zamarynowane w oliwie – może nie idealne, ale w każdym razie z dużym potencjałem.

A potem pojechałam na studia za granicę i w kraju słynącym z wysokich cen i niekorzystnego kursu wymiany musiałam jakoś radzić sobie z gotowaniem na dobrym poziomie. Region, w którym studiowałam słynie wręcz z niezdrowego żywienia wśród lokalnych mieszkańców, i rzeczywiście dało się to zauważyć, obserwując zawartość niejednego wózka w supermarkecie. Ja tak nie chciałam. Nie chciałam żywić się mrożoną pizzą, burgerami i fabrycznymi frytkami, albo kupować wędliny, w których zawartość mięsa wynosiła zapewne jakieś 5% albo niewiele więcej. Kraj, w którym żyłam oferował niezwykłe wręcz możliwości kulinarne, a ja bardzo chciałam z nich skorzystać – i skorzystałam. Choć gotować lubiłam od zawsze, to właśnie tam rozwinęłam się kulinarnie i stworzyłam swój własny styl. Tam również nauczyłam się, że gotowanie tego, co smaczne i zdrowe nie wymaga nie wiadomo jakich nakładów finansowych, choć wielu twierdzi, że to niemożliwe. I dlatego zawsze śmieszyło mnie, gdy stałam w kolejce do kasy, przede mną ktoś wyładowywał wózek pełen chipsów i puszek, a potem ja, studentka, podchodziłam z moją malowniczą kolekcją frykasów, na ogół zresztą płacąc za nią niewiele. W tworzeniu naprawdę dobrych potraw za niewielkie pieniądze zawsze byłam mistrzynią, trochę z konieczności, bo żyłam przecież na studenckim kieszonkowym, a wystarczyć musiało też na ciuchy, kosmetyki, wyjścia i oczywiście książki:)

I wtedy właśnie, poproszona o ugotowanie czegoś jako dodatek na kolację dla 15 osób, postanowiłam zrobić tę właśnie sałatkę. Było lato, szczyt sezonu, warzywa tanie i niezwykle wręcz apetyczne… pomyślałam – czemu by nie spróbować? Zrobiłam – i się nią zachwyciłam, a ze mną wspomniane już 15 osób. Odtąd sałatka ta towarzyszy mi przy każdej imprezie, już nie dlatego, że można ją łatwo zrobić, ale dlatego, że jest wyjątkowo wręcz pyszna, a do tego można przygotować ją wcześniej. Czasem robię ją też latem, w mniejszej ilości, jako dodatek do włoskich wędlin i serów na lekką kolację na balkonie – nigdy mnie jeszcze nie zawiodła. Moi goście bardzo ją lubią, a dla mnie łączy się z tyloma pięknymi wspomnieniami tych niezapomnianych, szalonych lat…:) Spróbujcie jej koniecznie!



Śródziemnomorska sałatka z pieczonych warzyw, porcja imprezowa:)

3 duże czerwone papryki
1 duża papryka żółta
1 duża papryka zielona
3-4 nieobrane ze skórki bakłażany, pokrojone w grube „zapałki”
5 pomidorów
1 słoik karczochów w oleju
2 czubate łyżki kaparów
1 opakowanie filecików anchois (opcjonalnie)
oliwa z oliwek

Zalewa:

4 łyżki oliwy
1 łyżka zalewy z anchois
2-3 łyżki oliwy balsamicznej
2 ząbki czosnku
1 łyżka miodu
1 łyżka cukru
1 łyżeczka sambal oelek (opcjonalnie)
2 łyżki wódki lub innego mocnego alkoholu
Sól
Pieprz

Do przybrania:

Garść orzeszków pinii
Garść listków bazylii

Piekarnik nastaw na 180° C. Na blasze ułóż umyte, całe papryki i pomidory, skrop oliwą i dobrze wymieszaj. Włóż do piekarnika i piecz przez ok. 30 min,, aż skórka na warzywach stanie się ciemna i pomarszczona. Wyjmij blachę i zostaw do ostygnięcia.

W tym samym czasie na innej blasze ułóż pokrojonego bakłażana, również skrop oliwą i wymieszaj, po czym wstaw do piekarnika i piecz, aż bakłażan ładnie się przyrumieni.

W misce przygotuj zalewę, łącząc wszystkie składniki.

Z papryk i pomidorów zdejmij skórkę (powinna łatwo odchodzić), papryki pozbaw gniazd nasiennych, pokrój w paseczki i przełóż do dużego naczynia, po czym zrób podobnie z pomidorami (można rozdrobnić je w rękach) i również dodaj je do naczynia. Dodaj bakłażana, odsączone karczochy, kapary, anchois przekrojone na mniejsze kawałki, po czym wlej zalewę i całość wymieszaj. Spróbuj i w razie czego dopraw do smaku. Odstaw do lodówki, najlepiej co najmniej na kilka godzin (maksymalnie na 24 godziny), po czym podawaj na dużym płaskim naczyniu, posypane orzeszkami pinii i listkami bazylii.

17 komentarzy:

  1. juhu!!!! nareszcie pojawił się przepis na moją ulubioną sałatkę imprezową!!! odnośnie Twoich urodzin- było jak zawsze PYSZNIE I WSPANIALE :) na kolana powaliły mnie nie tylko żeberka... ale też liczne sałatki, tarty i rozmaite przystawki! Najlepszy był jednak forfiter-predator w szuwarach z rukoli :)

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo mi smakowała ta sałatka [poznałam po orzeszkach pinii], zrobię kiedyś

    gdzie kupujesz anchois? gdzieś niedaleko nas?

    OdpowiedzUsuń
  3. a wiesz jakie dobre są zupy z pieczonym warzyw?

    ale też polecam przygotowywanie bulionu mięsno-warzywnego przy wstępnym podpieczeniu wszystkiego w piekarniku - super patent

    OdpowiedzUsuń
  4. Spóźnione, ale szczere i najlepsze życzenia urodzinowe :) Fajnie,że impreza Ci się udała (także pod względme prezentowym;) )!

    To prawda. Żeby dobrze gotować i rozwijać nasza kulinarną wyobraźnię to wcale nie potrzeba wymyślnych składników. Czasem wystarczy jedynie dobrze przejrzeć nasze lodówki, spiżarnie i szafki, by wykombinować coś ciekawego :)

    A ta sałatka musi być pyszna, jest w niej wszystko co lubię. Już mi ślinka leci :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Karolina - no miałam nadzieję, że kto jak kto, ale Ty się ucieszysz, bo pamiętam, że już kiedyś o nią pytałaś! Dzięki za miłe słowa:) Oczywiście przy gotowaniu czegoś-tam jak zawsze nie dopatrzyłam, ale co tam;) w końcu - jak sama napisałam - nie ma kucharek idealnych i na tym właśnie polega piękno gotowania;)

    Nina - cieszę się, że smakowało, anchois kupuję na ogól w supermarketach, czasem w sklepikach w pobliżu, choć staram się tego nie robić, bo są o wiele droższe. Przyznam też, że nie zawsze daję anchois, tylko korzenne koreczki helskie, które generalnie rzecz biorąc mnie osobiście bardziej smakują... ale to już kwestia preferencji:)

    Escapade Gourmande - bardzo Ci dziękuję i cieszę się, że sałatka Ci się podoba! Bardzo Ci ją polecam, szczególnie, że u Ciebie na pewno łatwo też o to, co smakuje z nią najlepiej - sery, pyszne wędliny i wspaniałe pieczywo:) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. wiem, że są w supermarketach, ale ja rzadko je odwiedzam, bo nie lubię;
    myślałam, że polecisz mi jakiś lokalny sklep ;)

    DZIĘKI za patent z koreczkami helskimi, są bardziej swojskie, spróbuję!

    OdpowiedzUsuń
  7. Odnośnie sklepików, wysłałam Ci jeszcze info!

    Patent z koreczkami polecam, są naprawdę smaczne, choć uprzedzam, że jednak trochę inne, szczególnie w teksturze - bardziej miękkie, bardziej jedwabiste - i za to nawet wolę je od prawdziwych anchois, ale - jak napisałam - to już kwestia gustu, bo jeśli ktoś lubi słoność i mięsistość (żeby nie powiedzieć twardość) prawdziwych anchois, to będzie wolał oryginalną wersję:)

    OdpowiedzUsuń
  8. warzywa pieczone pycha..ja ich smak poznałam w Grecji.. w Polsce nie do otworzenia..więc trzeba jechac na Santorini..:)
    dzieki za odwiedziny..rob sobie rameczke na kolczyki..a nie długo pokaze wieszak na naszyjniki..tez mi sie placzą wszędzie..:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja robię taką sałatkę dość często bo uwielbiam pieczone warzywa i aromat octu balsamicznego, ale przyznaję, że moja jest z nieco mniejszych proporcji :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mona - to prawda, że warzywa z Santorini zapewne nie mają sobie równych... ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma:) Na szczęście warzywa dostępne w Polsce, szczególnie w małych sklepikach lub na straganach, potrafią być naprawdę pyszne:) Rameczkę naprawdę spróbuję zrobić, a na informację, jak zrobić wieszak na naszyjniki czekam, bo też chętnie wypróbuję!

    Marta - no ja wiem wiem... te proporcje to jak dla pułku wojska;) Dla "normalnych" potrzeb biorę po jednej papryce żółtej i zielonej, 2 czerwone, jakieś 3 pomidory i jednego, góra 2 bakłażany...;) Przyznam jednak, że na podane tu proporcje nie narzekam - jest szansa, że coś zostanie "na dokładkę", albo jako pyszny dodatek do serów lub pieczywa:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Na poczatek przyjmij ode mnie najlepsze życzenia urodzinowe :) A pieczone warzywa uwielbiam i chętnie wypróbuję z taką zalewą :)

    OdpowiedzUsuń
  12. ka.wo, bardzo Ci dziękuję za życzenia:) A warzywa rzeczywiście bardzo polecam - oczywiście takich sałatek jest mnóstwo i pewnie każdy powie o tej "swojej ulubionej", że jest najlepsza (więc nie będę tego robić;)), ale tak czy siak, wydaje mi się warta spróbowania:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Najlepsze życzenia! Pewnie spóźnione mocne, ale naprawdę serdeczne! A prezentów gratuluję - fajnych masz przyjaciół, skoro takie trafione prezenty otrzymałaś!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo Ci dziękuję:) A przyjaciół rzeczywiście mam wyjątkowych (i mam nadzieję, że to czytają) - choć coś czuję, że teraz będą bacznie obserwować moje wpisy i pilnować, by wszystkie te kulinarne wspaniałości od nich dobrze wykorzystać w kuchni;) HA! pressure or what? ;) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  16. Także życzę wszystkiego naj!

    Co do studenckiego gotowania, to na pierwszym roku z koleżanką gotowałyśymy wersję "budżetową", bo w mieście nad Wisłą, też wbrew pozorom nie jest tanio (zwłaszcza, jak dostaje się śmieszne 300zł stypendium naukowego na miesiąc, o ciuchach można zapomnieć!;)) Było to fajne doświadczenie, ale nie chciałabym wrócić do tych czasów.

    Teraz mam własną rodzinę (no dobrze, tylko Partnera:)) i jednak człowiek ma ochotę bardziej poszaleć:) Ja zawsze podziwiam osoby, które potrafią tak oszczędnie gotować z planami na kilka dni na przód..

    ps. co do przepisu, wierzę, że dobry, ale nic na to nie poradę, że nie lubię anchois i kaparów.. brr.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo Ci dziękuję i - tak jak napisałam - trzymam z kolei kciuki za egzaminy!

    Co do sałatki - najbardziej dominujący jest w niej mimo wszystko smak pieczonych warzyw, więc myślę, że jeśli ominiesz kapary i anchois (których nota bene sporo ludzi nie znosi, co już zauważyłam:)) - to nic się nie stanie.

    Co do studenckiego gotowania... wbrew wrażeniu, które można pewnie odnieść po tym, co napisałam, "gospodarność" w kuchni nie jest koniecznie moją najmocniejszą stroną. Dopiero uczę się wykorzystywania resztek (ale się staram, naprawdę się staram;)), a choć ostatnio planuję menu na kilka dni, to bardziej z konieczności czasowych, niż z zaradności - po prostu dzięki temu nie muszę codziennie robić zakupów... a i tak nawet teraz zdarzają mi się spontaniczne akcje!

    Chodziło mi raczej o coś innego - tam, gdzie mieszkałam, jedzenie generalnie jest bardzo drogie, istnieje jednak dramatyczna różnica w cenach między tym, co paskudne i naładowane już nie tam chemią, ale prawie-że trocinami, a tym, co zdrowe i odrobinę chociaż lepsze w smaku, jakości i wartościach odżywczych. Drób z intensywnych farm, mrożone hamburgery ze śmieszną zawartością mięsa, frytki ociekające tłuszczem - tym właśnie żywi się większość społeczeństwa, utrzymując, że inaczej się po prostu nie da. Stanęłam więc przed wyborem, przed jakim nie musiałabym stanąć w Polsce - jeść fast food albo trochę bardziej się postarać, żeby moje kulinarne aspiracje zawrzeć w moim budżecie (fakt, że już wtedy pracowałam, co prawda - jak to studenci - dorywczo, ale zawsze... więc i ten budżet był do przełknięcia:)) - to wtedy nauczyłam się, że jak dobry składnik, to w sałatce, bo wtedy trzeba go mało, a sałata jest tania. Wtedy też poszłam w stronę różnych "eintopfów", bo mięsa nigdy nie trzeba do nich tyle, co przy kotletach i stekach... i tak dalej.

    Nie zmienia to jednak faktu, że gotując dziś, tak samo jak Ty bardzo doceniam fakt, że czasy aż takiego "studenckiego budżetowania" mam już za sobą:)

    Pozdrawiam i powodzenia w sesji!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...