sobota, 23 kwietnia 2011

Życzenia Świąteczne… i Wielkanocne babeczki:)



Moi drodzy Blogerzy i Blogerki,

I znów przyszłą wiosna, znów świeci słońce (choć może nie dziś;)), znów cały dom wypełnia się zapachem świątecznych wypieków… Znów mamy Wielkanoc.

Dlatego życzę Wam dziś Zdrowych, Spokojnych, Wiosennych Świąt w rodzinnym gronie i ciepłej, serdecznej atmosferze, wielu wspaniałych smakołyków na stole i czasu, by w oderwaniu od codziennej bieganiny i stresu przystanąć na chwilę, usiąść z filiżanką pysznej herbaty i słodkiego drożdżowego ciasta, zastanowić się nad tym, co najważniejsze, a na co nieraz nie mamy czasu… i porozkoszować życiem, które przecież jest piękne – tak po prostu:)

Korzystając z okazji chciałam też podziękować Wam, że już od kilku miesięcy towarzyszycie mi w mojej kulinarno-blogerskiej podróży, że czytacie moje posty, okraszacie je komentarzami i wzbogacacie dobrymi radami…:)

Dziękuję i pozdrawiam:)

Marta (Delikatessen)

------------------------------


Mini biszkoptowe babeczki do Wielkanocnego Koszyka

 
Przepis na 2 babeczki*

2 jajka
4 łyżki mąki
4 łyżki cukru
4 łyżki oleju
1/2 płaskiej łyżeczki proszku do pieczenia
Kilka kropel esencji waniliowej lub jedna saszetka cukru waniliowego.

Jajka ubij z cukrem na kogel-mogel (najlepiej mikserem). Wsyp mąkę i cukier, miksuj dalej. Gdy masa będzie gładka, dodaj proszek do pieczenia i olej. Pomieszaj jeszcze chwilę i wlej do natłuszczonych, posypanych mąką form do małych babek (powinny mieć u podstawy ok. 10-12 cm średnicy). Piecz w temp. 150°-160° C przez ok. 20 minut, aż ciasto podrośnie i się zrumieni. Następnie nakłuj babeczki patyczkiem by sprawdzić, czy ciasto jest upieczone (patyczek powinien wychodzić suchy). Gdy będą gotowe, wyłącz grzanie, uchyl drzwiczki piekarnika i zostaw babeczki w cieple do powolnego ostygnięcia – wtedy nie oklapną po wyjęciu.

Chłodne babeczki udekoruj lukrem – by go przygotować, pół szklanki cukru-pudru rozetrzyj z 2-3 łyżkami ciepłej wody.

* Bardzo łatwo zrobić więcej ciasta; należy po prostu zawsze utrzymywać następujące proporcje:

Na 1 jajko - po 2 łyżki mąki, cukru i oleju oraz ¼ łyżeczki proszku do pieczenia. Podany przepis możecie wykorzystać nie tylko do produkcji babeczek – tak przygotowany biszkopt wychodzi niezawodnie i ma wiele zastosowań, jak choćby jabłka w biszkopcie czy biszkopt ze śliwkami.


poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Jogurt miodowo-waniliowy


Jak wiele innych propozycji w moim kuchennym repertuarze, także i tę przywiozłam do Polski z Anglii. Z Anglii – choć właściwie napój pochodzi z krajów śródziemnomorskich. No ale że z braku południowej pogody Anglicy muszą posiłkować się wszystkim, co mogłoby stanowić jakąś jej namiastkę, śródziemnomorskich akcentów Ci tam dostatek.

Pierwszy raz miodowo-waniliowy jogurt zobaczyłam na półce w supermarkecie – na tle innych produktów mlecznych zaliczał się zdecydowanie do tych bardziej wypasionych, był organiczny, produkowany przez niszowych dostawców i zawierał nasionka wanilii. Czasem pozwalałam sobie na jego kupno, choć w moim studenckim budżecie plasował się zdecydowanie jako luksus.


Aż kiedyś szukałam szybkiego i lekkiego deseru na kolację dla znajomych i przyszło mi do głowy, by wypasiony jogurt ze sklepowej półki zrobić w domu. Do dziś pamiętam tę bardzo miłą okazję… pamiętam też, że goście się zajadali. Od tej pory minęło już ładnych kilka lat, ja zdążyłam przenieść się z jednego końca Europy na drugi, a przepis towarzyszy mi przez cały ten czas.


Robi się go naprawdę ekspresowo, a smakuje… naprawdę nieziemsko. Jak nektar i ambrozja po prostu:) Jadłam też kiedyś gęsty jogurt naturalny polany obficie miodem i posypany orzechami (deser w jednej z greckich restauracji w Warszawie) – był pyszny, ja jednak jeszcze bardziej lubię właśnie wersję zmiksowaną:) Spróbujcie koniecznie!

A już wkrótce podzielę się z Wami prawdziwym wielkanocnym rarytasem, czyli błyskawicznym przepisem na domowy majonez. Zapraszam!


Na 1 dzbanek jogurtu:

1 l jogurtu naturalnego, najlepiej greckiego
4 łyżki miodu
16-20 g cukru waniliowego (można zastąpić pesteczkami ze strąka wanilii, ja jednak wbrew pozorom wolę właśnie cukier waniliowy)
2-3 łyżki cukru
Sok z ½ cytryny

Składniki wrzuć do blendera lub malaksera. Całość zmiksuj na napój o gładkiej konsystencji (najlepiej miksować bardzo krótko i na średnich obrotach, tak, by nie zaczęła ubijać się pianka). Napój podawaj schłodzony, ze świeżymi owocami i/lub kruchymi ciasteczkami.


czwartek, 7 kwietnia 2011

O owocach morza po prostu. Rustykalna zupa z krewetek.

Oj, dawno już nie podzieliłam się z Wami żadnym nowym przepisem. Weekend spędziłam bardzo intensywnie (ale za to – pochwalę się – zainaugurowałam tegoroczny sezon rowerowy… robiąc ponad 40 km!), nie miałam więc niestety czasu, by usiąść i na spokojnie opowiedzieć Wam o kolejnym daniu.

Dziś również nie będzie na spokojnie (w końcu wieczory są krótkie, a spać też kiedyś trzeba), ale za to – trochę nostalgicznie. Potrawa, o której Wam dziś napiszę pochodzi z nie tak dawnych, choć minionych już lat studiów w dalekim kraju… Jednego z najpiękniejszych okresów, jakie pamiętam:)

A więc było tak: jak już Wam kiedyś wspominałam, kraj, w którym studiowałam, i miejsce, w który mieszkałam, nie sprzyjały studentom w realizowaniu ambitnego planu zdrowego odżywiania za niewielkie pieniądze. Wręcz przeciwnie, uwarunkowania prowadziły raczej prostą drogą do jedzenia byle czego, ale za to bardzo nieekonomicznie. Jedyny pobliski supermarket nie był wprawdzie drogi, ale nie powalał bogactwem asortymentu, a z kolei stołowanie się w lokalnych fast-foodach, choć szybkie, nie było ani zdrowe, ani sprzyjające naszym ówczesnym portfelom. Wyobraźcie więc sobie naszą ekscytację, gdy gruchnęła wieść, że w miejsce poczciwego lokalnego supermarketu ma otworzyć się Waitrose, jeden z najbardziej wylansowanych sieciowych supermarketów w kraju. Naszą ekscytację… ale i powątpiewanie, bo Waitrose, choć doskonale wyposażony we wszystkie najnowsze frykasy, nie bardzo plasował się na liście miejsc przyjaznych studentowi.


Osobiście doszłam jednak do wniosku, że lepiej mieć duży wybór i wysokie ceny i najwyżej czegoś nie kupić, niż nie mieć wyboru wcale. Postanowiłam więc korzystać z oferty Waitrose w stopniu takim, w jakim to było możliwe… a możliwości tych w rzeczy samej było wiele. Gdy sklep mieści się w samym sercu miasteczka studenckiego lekkomyślnością byłoby, gdyby nie przygotował tego, co każdy student lubi najbardziej – tzw. „ofert”. Oferty w naszym Waitrose były wszechobecne i ciągłe, a co najważniejsze – nigdy nie było wiadomo, na co akurat się trafi. Ekscytacja goniła więc ekscytację, gdy buszując między półkami po skończonych wykładach, chwytaliśmy z półek to, co akurat sklep był gotów sprzedać nam taniej… A że brytyjski student jest – powiedzmy sobie szczerze – trochę zblazowany, i oferta musiała być nie byle jaka. Polędwica, małże Św. Jakuba, francuskie sery, wspaniałe surowe szynki i świeże zioła – wszystko to dawało się czasem kupić w promocji, z czego niezwykle chętnie korzystaliśmy.

O ile dobrze pamiętam, to właśnie w czasie jednej z takich wypraw po spożywczą niewiadomą narodził się pomysł na zupę, na którą przepis znajdziecie poniżej. Owoce morza kupowałam w Anglii bardzo często, bo zawsze brakowało mi ich w Polsce, korzystałam więc z tak szerokiej ich gamy za granicą  - niemniej jednak tego właśnie dnia uśmiechały się do mnie krewetki promocyjne, więc wzięłam je dla zasady (w końcu bycie studentem zobowiązuje, prawda?).

Owoce morza kupowałam na ogół bez pomysłu, zakładając, że gdy dojdę do domu, sposób przyrządzania sam przyjdzie mi do głowy. Tak było i tym razem. Nie wiem, skąd wzięłam oryginalny przepis. Właściwie zrobiłam tę zupę z głowy, jestem jednak pewna, że o podobnym daniu musiałam czytać już wcześniej, i że jest ono dość popularne we Francji. Co ciekawe, nie jest ono szczególnie wykwintne, choć bezsprzeczne pozostaje dla mnie PRZEPYSZNE – to raczej zupa, którą głodni rybacy w krajach śródziemnomorskich mogliby jeść w domu po całym dniu ciężkiej pracy.

Owoce morza kojarzą nam się na ogół z bardzo wysublimowanymi daniami, a przecież pierwotnie był to taki sam pokarm biednych rybaków i mieszkających nad morzem wieśniaków, co ryby czy gruntowe warzywa.

Dlatego i o owocach morza można pisać inaczej – nie z pompą, tylko „po prostu”. My zwykliśmy myśleć o nich jako o czymś szalenie wystawnym, tymczasem dla Francuzów czy Włochów jest to taki sam składnik podstawowego, masowego żywienia, jak dla Polaków wieprzowina lub drób.

Dlatego nie bójcie się owoców morza:) Są przepyszne, coraz częściej u nas dostępne i błyskawiczne w przygotowaniu!

Aha… jeszcze jedno. Uprzedzam, że poniższa zupa, niczym śródziemnomorska Bouillabaisse, jest raczej treściwa – pełna pływających w niej krewetek w skorupkach i dużych kawałków pomidorów. Jeśli nie lubisz wyławiać z talerza krewetek w pancerzykach podczas jedzenia, usuń je przed podaniem, a w ich miejsce udekoruj każdy talerz zupy kilkoma uprzednio podsmażonymi, obranymi krewetkami królewskimi lub tygrysimi.

 
Dla 4 osób:

35 dkg małych, nieobranych krewetek – świeżych lub rozmrożonych bezpośrednio przed gotowaniem
1 duża cebula, pokrojona w piórka
2 wyciśnięte przez praskę ząbki czosnku
1 posiekana papryczka chilli
1 łyżka słodkiej papryki
1 puszka pomidorów
750 ml bulionu rybnego lub drobiowego
1 kieliszek białego wina
oliwa z oliwek
sól
pieprz
garść posiekanej świeżej pietruszki + 4 łyżki śmietany – do dekoracji

W dużym rondlu rozgrzej oliwę i podsmaż na niewielkim ogniu cebulę, czosnek i chilli. Dodaj słodką paprykę i krewetki, pomieszaj. Dodaj wino, a po chwili także pomidory z puszki. Spróbuj i w razie potrzeby dodaj jeszcze odrobinę słodkiej papryki, tylko uważaj – wbrew pozorom (i nazwie) – w nadmiarze potrafi nadawać potrawom gorzkiego posmaku;) Następnie dodaj bulion i duś na małym ogniu przez ok. 20 minut. Zdejmij z ognia, w razie potrzeby dopraw solą i pieprzem. Zupę  podawaj z kwaśną śmietaną, posypaną świeżą pietruszką, w towarzystwie chrupiącego, świeżego pieczywa.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...