niedziela, 5 lutego 2012

O rewolucji francuskiej, nie tej z podręcznika


Przychodzi po cichu i niespodziewanie. Wkrada się tylnym wejściem, gdy Ty przy frontowych drzwiach oczekujesz czegoś zupełnie innego. Śmieje się z Ciebie, gdy analizujesz swoje życie i snujesz plany. I na ogół zjawia się wtedy, gdy najmniej na nią czekasz.

Zmiana.

Mnie też zaszła od tyłu. Nie spodziewałam się jej, nie przyjmowałam do wiadomości nawet wtedy, gdy już zamajaczyła w oddali, nie wiedziałam, czy i jak ją powitać.

Ale przyszła, i tak zrobiła swoje, cóż więc mogłam zrobić innego, niż się z nią zaprzyjaźnić?

No więc się zaprzyjaźniłam. Jeszcze pisząc poprzedniego posta siedziałam sobie wygodnie w Warszawie, dziś piszę do Was z Paryża, i tak będzie przez kilka najbliższych miesięcy. Mój blog ucierpiał wprawdzie na nagłej przeprowadzce, od grudnia nie zagościł to ani nowy wpis, ani jego autorka, ale teraz, gdy już zadomowiłam się w nowym miejscu, mam nadzieję wrócić do blogowania, choć od czasu do czasu – o jedzeniu, o piciu, i o Paryżu po prostu. Bo jak tu o nim nie pisać?

Nie miałam okazji złożyć Wam w tym roku życzeń Świątecznych ani Noworocznych, dlatego pozwalam sobie zrobić to teraz – życzę Wam w tym Roku Wszystkiego Najcudowniejszego, oby obfitował w ciepło, miłość, radość i spokój... no i w mnóstwo nowych, kulinarnych przygód, oczywiście!

Pozdrawiam Was serdecznie, à bientôt!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...