piątek, 17 grudnia 2010

Słodko-pikantna zupa tajska z czerwonym curry


Gdybym tylko umiała, o orientalnych noodle soups mogłabym pisać całe traktaty, a nawet poematy. Mało co smakuje mi tak, jak azjatyckie makarony – w czystym bulionie lub mleku kokosowym, na słodko, pikantno, kwaśno – uwielbiam je wszystkie. Laksa, ramen, tom yum czy nawet lekka zupa warzywna – każda z nich niezawodnie poprawia mi humor:) Jeśli kiedykolwiek będziecie w UK lub w którejś zachodnioeuropejskiej stolicy, koniecznie, koniecznie wybierzcie się do restauracji wagamama – gdy zamówicie tam którąś z zup, postawią przed Wami wielką miskę parującego bulionu z warzywami, chilli, krewetkami, kurczakiem… i wielką górą dłuuugich, perłowych noodles. Ah ah ah, nawet teraz na samą myśl o nich robię się głodna:) Oczywiście, przepyszne zupy zjecie też w mniej efektownych, ale absolutnie wspaniałych chińskich knajpkach w londyńskim Chinatown blisko Leicester Square – ale w tych wielkich misach z wagamamy jest coś tak niepowtarzalnego, że wracam do nich tak często, jak to tylko możliwe – i czekam, by wreszcie otworzyli jakąś w Polsce:)

Moja przygoda z noodle soups zaczęła się, gdy jako mała dziewczynka spróbowałam tak zwane „chińskie zupki”. Dziś patrzymy na nie z lekkim podejrzeniem zarezerwowanym dla potraw instant, hamburgerów, chipsów i innych tam takich niezdrowych przekąsek, ale wówczas, u progu nowej rzeczywistości, gdy Polska dopiero co otrząsała się z kulinarnego marazmu oscylującego wokół octu w sklepach i żurku w butelkach, taki powiew egzotyki (niechby i bardzo niezdrowej) i tak robił furorę, szczególnie w moich bardzo wówczas małych oczkach kilkuletniej dziewczynki.

Ale różnorodność i głębię smaków zawartą w noodle soups odkryłam dużo, dużo później, gdy przez kilka lat studiowałam za granicą. Życie w akademiku bardzo temu sprzyjało, bo przygotowania wielu potraw nauczyłam się właśnie od kuchni, podpatrując po cichu kulinarne dokonania moich koleżanek. Niby robiłam sobie herbatę albo podpiekałam tosty, a tak naprawdę patrzyłam, co i jak też one tam gotują. Później, gdy zrozumiałam, że w Anglii niemal w każdym supermarkecie łatwo dostanie się wszystkie składniki potrzebne do masowej produkcji azjatyckich dań, po prostu oszalałam na ich punkcie. Do dziś poznałam ich dużo i zdecydowanie dominują one w moim kuchennym repertuarze; poczułam się już też na tyle pewnie w ich przygotowywaniu, że nauczyłam się sama eksperymentować z niektórymi smakami, a nie tylko korzystać z gotowych przepisów – choć książki kucharskie, również te o potrawach orientalnych, czytam garściami i pasjami.

Niejeden jeszcze przepis na noodle soup Wam podam; tę akurat zupę zrobiłam bardzo niedawno i według własnego pomysłu. Choć to zupa tajska, nie użyłam wyjątkowo mleka kokosowego (mimo, że bardzo je lubię!), natomiast aksamitną teksturę uzyskałam, dodając na początku do zupy odrobinę masła. Jest naprawdę bardzo, bardzo dobra, a przy tym szybka i łatwa w przygotowaniu:) Jeśli ma jakąś wadę to tylko taką, że najsmaczniejsza jest niezwłocznie po przyrządzeniu – inaczej makaron może zanadto rozmięknąć. Nie należy więc jej przechowywać (jeśli bardzo chcecie zrobić ją wcześniej – przygotujcie bulion, a makaron dodajcie dopiero, gdy będziecie odgrzewać zupę tuż przed podaniem).

Aha… jeszcze jedno. Tak samo, jak opisana już przeze mnie Pappa al pomodoro, azjatyckie zupy z makaronem to prawdziwy comfort food – nas sam ich widok czujesz się lepiej:) świetnie sprawdzają się jako pokrzepiający posiłek po całym dniu ciężkiej pracy, tym bardziej, że nie namęczycie się najpierw zbytnio przy ich gotowaniu – dość istotne, jeśli w zasadzie padacie już ze zmęczenia:)

Wiele z Was przygotowywało już zapewne dania orientalne i nie zaniepokoi się na widok podanej niżej listy składników, ale wszyscy, którzy dopiero zaczynają przygodę z tym kulinarnym regionem, mogą uznać za użyteczne zapoznanie się z wprowadzeniem do kuchni azjatyckiej, które mówi o podstawowych składnikach i przyprawach potrzebnych do orientalnego gotowania.


Słodko-pikantna zupa tajska z czerwonym curry

Dla 4 osób:

1 duża cebula
1 ostra papryczka chilli
Szczypiorek z 2 dymek lub tzw. „szczypior sałatkowy” (spring onion)
4 porcje azjatyckiego makaronu średniej grubości, pszennego lub ryżowego
12 paluszków krabowych
1 l bulionu warzywnego lub drobiowego
1 łyżka oleju
2 łyżki masła
1 łyżeczka pasty z czerwonego curry
1 łyżeczka pasty z galangalu (opcjonalnie)
2 łyżki sosu sojowego (najlepiej, jeśli jest słodkawy, np. Blue Dragon)
2 łyżki sosu rybnego
1 łyżka cukru
1 łyżka słodkiego sosu chilli
1 limonka

Cebulę pokroić na cienkie piórka, papryczkę chilli drobno posiekać (pestki możecie usunąć, ja je na ogół zostawiam:)) W dużym garnku rozgrzać olej i masło. Dodać cebulę i posiekaną papryczkę i smażyć przez ok. 2 minuty, cały czas mieszając. Dodać pastę z czerwonego curry i (opcjonalnie) pastę z galangalu, następnie smażyć jeszcze przez ok. 30 sekund. Wlać bulion, dodać sos sojowy, sos rybny, słodki sos chilli oraz cukier. Dobrze wymieszać, spróbować wywar i w razie konieczności dodać do smaku jeszcze odrobinę cukru lub sosu sojowego, w zależności od preferencji. Pokroić paluszki krabowe i dorzucić do bulionu. Następnie dodać makaron, łamiąc go na mniejsze kawałki, i gotować pod przykryciem na małym ogniu przez ok. 1-2 minuty, aż zmięknie. Zgasić ogień, wycisnąć sok z limonki i dodać do potrawy, następnie starannie wymieszać. Podawać w głębokich talerzach lub miseczkach, posypane posiekanym szczypiorkiem.

 

2 komentarze:

  1. Zupka pychotka! Zawsze chcialem gotowac wschodnie jedzenie, ale nigdy mi nie wychodzilo, ale ten przepis po prostu dziala! Polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję:) I cieszę się, że przepis działa i smakuje;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...