Pierwszy, historyczny wpis na blogu – długo zastanawiałam się, o czym powinien być. Inauguracja zobowiązuje, poza tym jest tyle potraw, o których chciałabym Wam opowiedzieć, tyle smaków, którymi pragnę Was zarazić. Od czegoś jednak trzeba zacząć, a że podejmowanie decyzji przychodzi mi z większym trudem i mniejszą przyjemnością, niż gotowanie, postanowiłam podejść do sprawy racjonalnie i przyjąć jakieś kryterium. Super, tylko jakie? Myślałam i myślałam, aż wreszcie zadałam sobie pytanie – co Polacy lubią jeść najbardziej? Jaka jest nasza absolutnie ulubiona, najcieplej wspominana, niezawodnie w każdym domu gotowana potrawa? I o ile najpierw długo nie wiedziałam, o czym napisać, tak teraz odpowiedź nasunęła mi się natychmiast: POMIDORÓWKA. Ta najbardziej ukochana, smakująca rozkosznym smakiem dzieciństwa, wartym więcej, niż wszystkie gwiazdki Michelin razem wzięte. Znana z domu, rodzinnych obiadów, a nawet – od niedawna – z sejmowej komisji śledczej; bo choć prawie nie pamiętamy już, o co chodziło w tzw. „aferze hazardowej”, to jednak wspomnienie panny Sobiesiak, która opowiedziała Posłom o zupie pomidorowej swojej babci, a nawet zdradziła tajniki jej przyrządzania, długo jeszcze będzie funkcjonować w naszej świadomości:)
Mówi się, że pomidorowa w każdym domu smakuje inaczej i rzeczywiście, chyba coś w tym jest. Ja sama zetknęłam się już w życiu z bardzo różnymi przepisami, od słodkiej, kwaskowej, niemal kremowej zupy pomidorowej mojej Babci, poprzez rzadką, wzmocnioną ryżem lub resztkami makaronu pomidorówkę z przedszkolnych i szkolnych stołówek czy absolutnie wspaniałą (choć w Polsce wciąż niestety niedostępną) Tomato Soup Heinz’a w puszkach, a skończywszy na modnych dziś kremach z pomidorów i bazylii podawanych w prawie wszystkich znanych mi knajpach. Na użytek własny stosuję kilka przepisów, o których z pewnością będę Wam sukcesywnie opowiadać, dziś jednak chciałabym podzielić się z Wami rewelacyjną, włoską wersją naszej poczciwej pomidorówki, czyli Pappa al Pomodoro – zupą z pomidorów, chleba i oliwy. Zapewne również we Włoszech każda mamma posiada własną, sprawdzoną recepturę; ja posługuję się nieco zmodyfikowaną wersją pappy autorstwa Jamiego Olivera z jego książki Jamie’s Italy (tytuł polski: Włoska wyprawa Jamiego). Zupę zrobiłam po raz pierwszy jakieś półtora roku temu, jako przystawkę na kolację dla znajomych – wyszła rewelacyjnie! Jest szalenie aromatyczna, łatwa do zrobienia, pełna intensywnych smaków i – co również ważne – niedroga i szybka w przygotowaniu. Za Jamiem podaję przepis na 4 osoby, bardzo łatwo można zwiększyć go do 8, 12, 16 itd. przemnażając odpowiednio poniższe ilości składników. Dwie rzeczy, o których trzeba pamiętać – po pierwsze, chleb użyty do pappy musi być czerstwy, ale dobrej jakości – żadnych bagietek o konsystencji waty, bo zamiast pięknej zawiesistej zupy zrobi się mdły glut. Po drugie – podane ilości oliwy mogą szokować miłośników diet, ale nie warto ich zmniejszać – w tych proporcjach zdecydowanie wzbogacają smak i konsystencję, a że zupy nie je się dużo (jest bardzo sycąca!), a oliwa to samo zdrowie – nie próbujcie kombinować z proporcjami, o ile nie macie w tym względzie jakiegoś medycznego nakazu.
O ile polska pomidorówka to smak dzieciństwa, o tyle pappa to wspomnienia wakacji, morza i słońca – w sam raz na chłodne, zimowe wieczory!
500 g dojrzałych pomidorów (najlepiej koktajlowych, ale mogą też być zwykłe)
3 obrane ząbki czosnku, cienko pokrojone
1 pęczek bazylii (np. w doniczce), listki oberwane, a gałązki drobno poszatkowane
2 puszki pomidorów (400 g każda) – ja używam tych krojonych, mniej rozdrabniania
dobrej jakości oliwa z pierwszego tłoczenia
500 g dobrego, czerstwego chleba
1 łyżka cukru
Sól, świeżo zmielony pieprz – do smaku
Piekarnik rozgrzej do 180° C. Na blasze do pieczenia rozgnieć (najlepiej rękoma) pomidorki koktajlowe lub uprzednio pokrojone na „ósemki” pomidory zwykłe, dodaj 1 pokrojony ząbek czosnku, ćwierć listków bazylii, sól, pieprz; skrop oliwą, jeszcze raz dokładnie wymieszaj rękoma. (Pomidory możesz piec od razu, ale jeśli przygotujesz je wcześniej i odstawisz na ok. pół godziny, smaki lepiej się przegryzą.) Pomidory wstaw do piekarnika i piecz przez ok. 20 minut.
Do dużego garnka wlej 2-3 łyżki oliwy; następnie, gdy już osiągnie ona wysoką temperaturę, zmniejsz ogień i dorzuć resztę czosnku i posiekane pędy bazylii. Podduś, żeby zmiękły, a oliwa przeszła ich aromatem, natomiast – UWAGA! – nie pozwól, żeby czosnek albo bazylia spaliły się lub zrumieniły, to bardzo ważne! Dodaj pomidory z puszki razem z zalewą, następnie wlej do puszek wodę, żeby wypłukać resztki, i również dodaj do zupy. Jeśli pomidory były w całości, rozgnieć je. Doprowadź zupę do wrzenia, zmniejsz płomień i gotuj na małym ogniu przez 15 minut, nie pozwalając, by się przypaliła. Następnie dorzuć do zupy pokrojony chleb i większość pozostałych listków bazylii, przypraw cukrem, solą i pieprzem do smaku i gotuj na bardzo małym ogniu przez kolejne 10 minut, w razie potrzeby mieszając. Dodaj upieczone pomidory wraz z powstałym w czasie pieczenia „sosem” (w razie potrzeby, zalej blachę odrobiną wody i dodaj do zupy), wymieszaj, dodaj ok. 6-7 łyżek oliwy oraz – jeśli trzeba – troszkę wody. Pamiętaj jednak, że zupa powinna być baaaardzo gęsta:) Podawaj w miseczkach, udekoruj listkami bazylii i odrobiną świeżo zmielonego pieprzu.
Swietnie opisujesz robione przez siebie dania... az nabrałam chęci do gotowania
OdpowiedzUsuń