Dziś kolejne danie z cyklu „Na zielonej sałacie”, czyli szybkie, lekkie propozycje na lunch lub kolację, serwowane w towarzystwie pysznej zieleniny. Odkrycia takich ciepło-zimnych, momentalnie przygotowywanych posiłków dokonałam kiedyś w Belgii i Francji, i od tej pory nikt mi już nie wmówi, że dobre jedzenie musi powstawać godzinami – wręcz przeciwnie, czasem wystarczy pół godziny i dosłownie kilka składników, by stworzyć coś pysznego.
Dziś na zielonej sałacie coś dla wielbicieli owoców morza i owoców morza, czyli kalmary z delikatnym nadzieniem z krewetek, cytryny i pietruszki. Nie będę nawet próbowała przekonać Was, jak przepyszne, jak delikatne, jak subtelne jest to połączenie – musicie spróbować sami! Choć przepis wymyśliłam sama, inspirowałam się dwoma potrawami – tubami kalmarów nadziewanymi Black Pudding autorstwa Jamiego Olivera (obawiam się, że nie spróbowałabym takiego połączenia, ale jego widok w książce kucharskiej uświadomił mi, że korpusy kalmarów można z powodzeniem nadziewać!) oraz solą z delikatnym farszem z krewetek, którą miałam okazję spróbować kiedyś w jednej z warszawskich restauracji, a która okazała się absolutnie wyśmienita – delikatna, leciutka, wręcz maślana w smaku i konsystencji.
Ochotę na nadzianie kalmarów miałam od dawna, i gdy odkryłam, że w supermarketach można już kupić mrożone korpusy (tuby), a nie tylko krojone pierścienie – od razu postanowiłam mój pomysł wypróbować. Powstało coś naprawdę fenomenalnego, a przy tym bardzo szybkiego – niech dowodem na to będzie fakt, że udało mi się przygotować je w pół godziny, gotując równocześnie tony jedzenia na urodzinową imprezę, i podejmując w domu gości. To potrawa w sam raz na piątkową kolację, gdy zmęczeni po całym tygodniu pracy chcecie się zrelaksować i poprawić sobie humor, jedząc coś dobrego, ale jesteście zbyt zmęczeni, by godzinami to najpierw przygotowywać. To również świetna potrawa dla gości – upewnijcie się tylko, że lubią owoce morza, bo zważywszy na to, że jej podstawę stanowią i kalmary, i krewetki, wpadka może być w razie czego podwójna…;)
Przepis dla 4 osób:
Kalmary z nadzieniem krewetkowo-cytrynowym:
4 tuby kalmarów, oczyszczone i gotowe do użycia (jeśli kupilicie mrożone, powinny być oczyszczone, upewnijcie się tylko, by je na czas rozmrozić!)
250 g świeżych, obranych krewetek, najlepiej tygrysich lub królewskich
½ białej cebuli
sok z ½ cytryny
1 łyżka otartej skórki z cytryny (tylko z żółtej warstwy!)
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
1-2 łyżki majonezu
4 łyżki bułki tartej (orientacyjnie; może być potrzebne więcej!)
4 łyżeczki masła + 1 łyżka do nasmarowania naczynia (jeśli jesteś uczulony na nabiał, masło zastąp margaryną roślinną lub – najlepiej - oliwą z oliwek)
sól
pieprz
Przepis na sałatę jak tutaj, czyli:
1 główka sałaty, umytej i poszatkowanej, lub ok. 200 gramów liści sałat mieszanych
Dressing:
3 łyżki oliwy
1 łyżka octu balsamicznego lub soku z cytryny,
1 rozgnieciony ząbek czosnku (opcjonalnie)
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka musztardy,
sól
pieprz
Piekarnik nastaw na 180° C. Krewetki posiekaj i wrzuć do miseczki. Cebulę pokrój, po czym przetrzyj na papkę i dodaj (wraz z wytworzonym sokiem) do krewetek. Dodaj pozostałe składniki, bułkę tartą dorzucając na koniec. Starannie wymieszaj – bułka powinna zagęścić farsz na tyle, by stał się jednolitą masą; jeśli tak się nie stało, dodawaj po mału po łyżeczce bułki, aż nadzienie osiągnie pożądaną konsystencję. Spróbuj i w razie potrzeby dopraw do smaku.
Ostrym nożem ponacinaj delikatnie wierzch kalmarów w poprzeczne prążki, tak, by ładniej się przyrumieniły. Następnie ostrożnie nadziej je farszem i ułóż w żaroodpornym naczyniu natartym masłem lub polanym oliwą. Na każdym kalmarze ułóż łyżeczkę masła/margaryny roślinnej lub skrop oliwą. Piecz przez ok. 10-12 minut.
W tym czasie przygotuj sałatę: w miseczce zrób dressing, łącząc składniki i doprawiając do smaku. Liście wrzuć do miski, dodaj dressing i wymieszaj; najlepszy efekt uzyskasz, jeśli zwilżysz ręce oliwą i nimi wymieszasz sałatę z sosem.
Kalmary wraz z hojną porcją sałaty podawaj od razu po wyjęciu z piekarnika – nie zapomnij polać ich pysznym maślanym sosem, który wytworzył się w czasie pieczenia! Świetnie smakują ze świeżym pieczywem i ulubionym białym winem.
Et voilà!
Marta, ale fajna propozycja
OdpowiedzUsuńMarto! Czy Ty mieszkasz gdzieś w pobliżu? Mogę się wprosić? Rewelacyjne danie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
ach te kalmary i do tego z krewetkami...POEZJA!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
nigdy jeszcze nie jadlam kalmarow, ale Twoja propozycja jest zachecajaca:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy, niebanalny przepis. Przy okazji dowiedziałam się, że można kupić mrożone tuby kalmarów. Raz zdarzyło mi się kupić świeże kalmary w całości i sama je czyściłam - nie najlepiej wspominam tamto doświadczenie. Zdecydowanie chętniej kupię już oczyszczone tuby - mogą być nawet mrożone. Fajny pomysł z nadziewaniem ich.
OdpowiedzUsuńZaintrygowalas mnie tym przepisem, musze go sprobowac, pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńAnna
Wow!
OdpowiedzUsuńDo kalmarow jestem przyzwyczajony w formie gumowatych kawalkow w chinszczyznie... musze sprobowac!
Dziękuję Wam! Wow, szczerze mówiąc nie sądziłam, że jeden niepozornie wyglądający, nadmuchany kalmar może wzbudzić tyle pozytywnych emocji:))))
OdpowiedzUsuńNina: cieszę się, że przepis Ci się podoba! Bardzo polecam, to coś bardzo w Twoim stylu, bo robi się szybko, a przy tym jest lekkie i zdrowe! Jeszcze raz dziękuję Ci też za namiary na sklep z orientalną żywnością – wreszcie dziś udało mi się tam trafić, jestem zachwycona!
Anno-Mario: z przyjemnością:)! Choć obawiam się, że nie byłoby to łatwe, bo mieszkamy chyba dość daleko od siebie…;) cieszę się bardzo, że danie Ci się podoba, pozdrawiam serdecznie!
Żeniu: cieszę się bardzo, że Ci się podoba:) już po pierwszej wizycie na Twoim blogu zorientowałam się, że chyba, tak samo, jak ja, darzysz owoce morzą dużą sympatią! Pozdrawiam:)
Aga: to musisz spróbować! Smak mają bardzo delikatny, konsystencję dość specyficzną, ale są naprawdę dobre!
Haniu-Kasiu: cieszę się, że spodobał Ci się przepis, to takie proste danie, a naprawdę coś w sobie ma:) Udało mi się kupić mrożone korpusy kalmarów (niestety bez części z mackami, same „tuby”) na stoisku z mrożonkami w Carrefour’ze (podejrzewam, że są też gdzie indziej), ale są chyba też w tym sklepie z azjatycką żywnością w Hali Gwardii, o którym mi pisałaś, a który wreszcie dziś udało mi się odwiedzić i zaopatrzyć się w różne świetne produkty – jeszcze raz dziękuję!
Anno: to fajnie, że przepis przypadł Ci do gustu, bardzo się cieszę! Kalmary mają ogromny potencjał, a choć nie nadziałabym ich black pudding (czyli jakby-kaszanką), jak Jamie, to jednak ich kształt bardzo sprzyja faszerowaniu:) Pozdrawiam serdecznie!
Glodomorze: Miło znów czytać Twój komentarz:) Bardzo polecam Ci te kalmary (no właśnie jak widać nie tylko w formie smażonych panierowanych pierścieni;)), są pyszne i szybkie, i bardzo maślane, choć w ogóle nie trzeba dodawać do nich masła;) Pozdrowienia:)))))))))
Marto, dla mnie pyszne danie! No i stwory morskie, które mogę jeść bez umiaru.
OdpowiedzUsuńTak jak Ty uważam,że szybkie danie może być równie wykwintne i pyszne,jak te przygotowane z dużym wysiłkiem.
Pozdrawiam!
Bardzo się cieszę, że przypadło Ci do gustu! Z wizyt na Twoim blogu zauważyłam już, że bardzo lubisz owoce morza - mam to samo i przez wiele lat bardzo bolałam nad tym, że były tak trudno dostępne... Na szczęście teraz się to zmieniło, dobre krewetki w przystępnej cenie mogę dostać nawet w jednym z lokalnych sklepików - i to jest naprawdę super! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń