Gdzie się nie ruszę, tam potrawy z fasoli lub innych strączkowych nasion. W połączeniu z szarugą za oknem, tęsknotą do wiosny i przejmującym zimnem na dworze, lektura fasolowych przepisów mogła nasunąć mi tylko jeden wniosek: czas na pikantną meksykańską zupę z czerwonymi kidney beans, bo jak nie teraz, to kiedy? Wkrótce (oj, oby już niedługo!) lody stopnieją, mrozy ustąpią i talerz pysznej, treściwej, rozgrzewającej zupy nie będzie jawił się nam aż tak atrakcyjnie, jak teraz, gdy jest świetnym antidotum na zimowego blues’a i mróz za oknem.
Tę rozgrzewającą zupę zjadłam po raz pierwszy jesienią w meksykańskiej restauracji na krakowskim rynku. Wcześniej, choć kuchnię Tex-Mex bardzo lubię i nieraz jadam, potrawę tę jakoś omijałam na rzecz innych ostrych, ociekających topionym żółtym serem kulinarnych propozycji z tego regionu, jak chociażby moje ulubione quesadillas (a o dwóch wspaniałych meksykańskich restauracjach w Warszawie, The Mexican i El Popo, napiszę kiedyś szerzej!). Ale wtedy było chłodno, czuło się już nadciągającą zimę i postanowiłam właśnie zupą poprawić sobie humor. Poprosiłam o wersję pikantną i raźno zabrałam się do jedzenia. Ponieważ zupa była gęsta, wyjadałam ją łyżeczką jak crème brûlée, szybko konstatując z rozbawieniem, że – jak to często – „pikantny” oznacza zaledwie „lekko ostrawy”. I wszystko było dobrze, aż na dnie talerza natrafiłam na coś zielonego… coś, co – gdy spróbowałam odrobinkę – zaczęło tak niemiłosiernie palić mi język, że nie pomogły ani kolejne szklanki wody, ani cały stojący przede mną koszyczek tortilli – musiałam się poddać. Okazało się, że owa zielona maź była ni mniej, ni więcej, tylko musem ze zmiksowanych papryczek jalapeño w najczystszej postaci, i że to, co powinnam była zrobić, to albo wymieszać na początku zupę, albo w taki sposób nabierać ją łyżką, by do każdej porcyjki dostawała się dosłownie odrobinka zielonego musu.
Choć powiedziałam sobie, że na przyszłość zawsze porządnie „zajrzę” na dno talerza, nim zabiorę się do wcinania tej właśnie zupy, we własnym domu oszczędziłam sobie konfuzji i dodałam po prostu posiekaną papryczkę w trakcie gotowania, tak, by jej ostry smak równomiernie przeszedł całość. Jeśli jednak nie lubicie ostrych przypraw, papryczkę chilli możecie pominąć – wprawdzie w Meksyku nie spotkałoby się to pewnie z dużym zrozumieniem, ale zupa i tak jest szalenie pyszna i esencjonalna.
Ważna z kolei informacja dla wegetarian – choć w moim (i w tradycyjnym) przepisie dodaję mielone mięso, nie stanowi ono tak naprawdę raison d’être tej potrawy – możecie więc je pominąć, w takim wypadku jednak podwójcie ilość czerwonej papryki i fasoli, by zupa była odpowiednio treściwa.
Meksykańska zupa z fasolą, dla 3-4 osób:
0,5 kg mielonej wołowiny lub wieprzowiny (opcjonalnie; jeśli nie jadasz mięsa, nie dodawaj, i tak będzie dobre!)
1 duża cebula (lub dwie mniejsze), posiekana
2 papryczki chilli, posiekane
400 g (1 puszka) czerwonej fasoli (800 g w wersji wegetariańskiej)
2 duże czerwone papryki (4 w wersji wegetariańskiej), pokrojone w dużą kostkę
1 puszka pomidorów (400 g – latem możecie użyć świeżych!)
2 łyżki oliwy
750 ml bulionu mięsnego
1 kieliszek czerwonego wina (jakie masz pod ręką;) – ja dodałam resztki słodkiej Sangrii)
1 łyżka mielonej słodkiej papryki
1 łyżka suszonego oregano lub bazylii
sól – do smaku
cukier – do smaku (opcjonalnie)
150 g ostrego, dobrze topiącego się sera (np. Cheddar, Manchego, Gruyere lub Bursztyn)
garść posiekanej, świeżej kolendry
4 łyżki śmietany
Nachos – pikantne chipsy z tortilli
2-3 duże tortille
1 łyżka oliwy
1 łyżka sosu chilli
W dużym garnku rozgrzej oliwę. Dodaj cebulę i papryczkę chilli; smaż, aż cebula zmięknie i lekko się przyrumieni. Dodaj świeżą paprykę i podsmażaj przez kilka minut, po czym – jeśli dodajesz – dorzuć mielone mięso i smaż, aż się ugotuje i lekko przyrumieni. Dodaj czerwoną fasolę, zioła i słodką paprykę w proszku, po czym całość wymieszaj. Dolej wino, a po chwili pomidory i bulion. Gotuj na małym ogniu przez 20-30 minut, po czym dopraw do smaku solą i – jeśli trzeba – odrobiną papryki lub cukru.
W międzyczasie zrób nachos. Piekarnik rozgrzej do temp. 180° C. Tortille pokrój na małe kawałki, najlepiej trójkąciki lub kwadraciki, i wyłóż na dużym, płaskim, żaroodpornym naczyniu. W miseczce wymieszaj oliwę z sosem chilli, po czym zalej nimi tortille i delikatnie wymieszaj rękoma, tak, by mieszanka pokryła każdy kawałek nachos. Piecz przez ok. 7-10 min., aż tortille staną się przyrumienione i chrupiące.
Zupę podawaj posypaną serem, nachos i świeżą kolendrą (jeśli zostanie trochę chipsów, wyłóż je na stół w koszyczku do pochrupywania;)). W miseczce obok podaj śmietanę (nie dawaj jej bezpośrednio na talerze, bo obniży temperaturę zupy, zanim ser zdąży się rozpuścić.
ale fantastyczna zupka. nawet nie wiesz jak lubię takie smaki i klimaty kulinarne! mój Połówek zjadłby cały gar znając jego;)
OdpowiedzUsuńCzęsto jadam potrawy tex-mwx,chociaż Meksykanie protestują i głośno mówią,że taka kuchnia nie istneije.Zgadzam się po części,bo nie chciałabym,żeby z czegoś mi drogiego zrobiono nie wiadomo co.
OdpowiedzUsuńAle...Trudno w naszych warunkach kupić np. kilkanaście odmian papryk meksykańskich, które są niezbędne do przygotowania pewnego sosu.Jest wyjście- robić to,co można dostać i nie profanować wspaniałej meksykańskiej kuchni.
Twoja zupa bardzo by mi smakowała. Wygląda przepysznie! Jadam potrawy z tego regionu nie tylko zimą.Jak wiadomo w Meksyku jest ciągle ciepło i właśnie takie ostrości się tam podaje przy pełnym słońcu.
Panno Malwinno - cieszę się, że podzielasz moje zamiłowanie do kuchni meksykańskiej! A tę zupę rzeczywiście polecam, choć to taka potrawa, że musi przyjść na nią ochota:))))))))) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAmber - protestują, bo już sama nazwa (TEXas-MEXico) zdradza, że jest to zewnętrzne uogólnienie. Zgadzam się, że najlepiej po prostu odtwarzać te potrawy, które można u nas zrobić, choć od rodowitego Meksykanina mieszkającego w Polsce słyszałam kiedyś, że i z tym są problemy. Ponoć (i tu cytuję jego) właściciel pewnej meksykańskiej restauracji w Warszawie stworzył ją po wizycie w Meksyku, w którym to zakochał się w lokalnej kuchni i chciał całkowicie odtworzyć ten klimat i smaki. Zatrudniwszy więc i skonsultowawszy menu ze świetnymi meksykańskimi kucharzami, otworzył w Warszawie knajpę, i... już po kilku dniach on i jego zespół musieli modyfikować menu, które niestety okazało się zbyt ostre jak na podniebienia przeciętnego polskiego gościa restauracji... więc, mimo jak najlepszych chęci, biedak musiał ostatecznie swoje menu właśnie trochę "sprofanować" (podobnie rzecz ma się z kuchnią chińską - choć to też uogólnienie - to, co jadamy w Europie, to zdecydowanie wersja "eksportowa", o czym swego czasu miałam okazję się przekonać.
Ja też kuchnię meksykańską uwielbiam, i to o każdej porze roku:) Ale tę akurat zupę (i dania z fasolą w ogóle) jadam raczej zimą, latem trochę to dla mnie za ciężkie - za to ostre jedzenie mogłabym wcinać na okrągło niezależnie od temperatury - w końcu nie tylko Meksykanie w Meksyku, ale i mieszkańcy Indii świetnie kojarzą gorący klimat z pikanterią:)
smakowita ta zupka, uwielbiam kuchnie meksykanska, odchaczam do zrobienia i dam znac wynikow :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Coś mi się zdaje, że zakochałyśmy się w tej zupie w tym samym miejscu! Ja też w Krakowie na rynku!!!
OdpowiedzUsuńPysznie u Ciebie wygląda!
Pozdrawiam serdecznie:)
Bardzo ciekawa zupa. Co nieco już o takiej słyszałam/czytałam, ale sama jeszcze nie robiłam. Chętnie wypróbuję któregoś dnia Twój przepis - od jakiegoś czasu chodzą za mną meksykańskie smaki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jak ja kocham nachos!!! Nigdy ich sama nie zrobiłam, ale od dziś sie poprawię :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńSzano - dziękuję, że do mnie zajrzałaś po raz pierwszy i cieszę się bardzo, że przepis wpadł Ci w oko! Zapisz go koniecznie i daj znać, jak zrobisz:)
OdpowiedzUsuńHaniu-Kasiu: Bardzo się cieszę, że Ci się podoba; jeśli wypróbujesz - daj znać:) Z meksykańskimi smakami rzeczywiście tak jest (przynajmniej ja tak mam;)), że nagle nachodzi nas na nie chęć, chodzą za nami i po prostu trzeba coś z nich uszczknąć:) Ja mam do kuchni meksykańskiej prawdziwą słabość, bo zawiera tyle elementów, które lubię - duży stopień ostrości, mięso, warzywa i ser... duuuużo roztopionego sera:) Pozdrawiam!
Ka.wo - zrób koniecznie, takie domowe z piekarnika są zupełnie inne, niż te ze sklepu, ale też bardzo pyszne:) Szczególnie w towarzystwie gęstej zupy właśnie, lub zapiekane z serem i podawane z dipami:)))))))) Pozdrawiam:)))))
Anno-Mario! Widzisz, z wrażenia w pierwszej chwili nawet nie odpisałam:) Niesamowite, jaki ten świat jest mały - jedna meksykańska knajpa na rynku pewnego miasta i tyle z nią wspólnych kulinarnych wspomnień! HA! Cieszę się, że też tam byłaś i że też tę zupę pokochałaś - dla mnie jest rewelacyjna:) Czy i Ty dostałaś ją w wersji "green", czyli okraszoną od dołu musem z papryczek? Serdecznie Cię pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń