wtorek, 28 grudnia 2010

Christmas Pudding, czyli pijane bakaliowe „coś”... i kilka słów o nowym Jamiem

Mam nadzieję, że Święta minęły Wam w dobrej, rodzinnej, ciepłej atmosferze. Moje były piękne i śnieżne, pełne pysznego jedzenia, które szykuje się tylko raz lub dwa razy w roku. Prócz innych wspaniałych prezentów znalazłam pod choinką dwie książki z przepisami kuchni azjatyckiej, które z pewnością zawitają wkrótce na łamach Delikatesów.

W stosiku prezentów pewnego członka rodziny podejrzałam natomiast inny świetny kulinarny kąsek: Jamie’s 30 Minute Meals, czyli najnowszą książkę wiecie-kogo. Dopiero niedawno wyszła w UK i o ile wiem, nie doczekała się jeszcze polskiego tłumaczenia, ale odkąd Amazon wprowadził bezpłatną dostawę większych przesyłek do Polski, łatwo zamówić oryginał, lub poczekać kilka miesięcy, bo zapewne tylko tyle zajmie lokalnym wydawcom edycja polskiej wersji:) Książka jest fenomenalna i stanowi świetną inspirację dla wszystkich tych, którzy lubią dobrze gotować i dobrze jeść, nawet, jeśli na co dzień nie mają czasu, by godzinami siedzieć w kuchni.

 
I jeszcze kilka zdjęć ze środka... jak widać, w pół godziny wiele daje się zrobić (choć trzeba wziąć poprawkę na to, że w Anglii wiele produktów jest tak przygotowanych do sprzedaży, że znacznie skracają czas gotowania...)






Na naszym świątecznym stole pojawiło się wiele pysznych potraw, ale zdecydowanie najciekawszą był angielski Pudding Bożonarodzeniowy, wykonany przez naszego Bardzo Ważnego Gościa z Wysp. Zrobiony z bakalii i skąpany w rumie jest naprawdę wyśmienity, choć – jak mówią Anglicy – to naprawdę acquired taste, czyli specyficzny smak, do którego nieraz długo trzeba się przekonywać. I rzeczywiście – gdy pierwszy raz spotkałam się z Christmas Pudding wiele lat temu w Anglii, nie zachwycił mnie zupełnie. Ale z upływem czasu i każdym kolejnym kęsem CP smakuje mi coraz bardziej. Podany z sosem waniliowym, lodami, śmietanką – wychodzi naprawdę wyśmienicie.

Napisałam, że CP to bakaliowe „coś” i rzeczywiście, tak właśnie jest. Trudno powiedzieć, że to ciasto – to bardziej zlepek orzechów, rodzynek, skórki pomarańczowej i innych słodkich pyszności, związanych masą naleśnikową i masłem. A że pijane? No pewnie, że pijane – jakby nie było, przez trzy miesiące przesiąkało systematycznie dolewanym rumem.

Nie będę teraz podawać Wam przepisu na Christmas Pudding – choć robi się go z dużym wyprzedzeniem i długo trzyma, by dojrzał, większy sens będzie miało, jeśli wrócę do sprawy na jesieni, gdy czas po temu będzie odpowiedni – i mam nadzieję, że wtedy wspólnie przygotujemy pudding. Dla mnie będzie to debiut tak samo, jak dla Was!

Choć to nie ja przygotowywałam go w tym roku muszę przyznać, że zdecydowanie warto – jest pyszny, ma głęboki, rumowy smak i stanowi wspaniałe antidotum na typowe świąteczne zasłodzenie, do którego nieustannie dochodzi po spożyciu wszystkich makowców, serników i keksów. A gdy podaje się go na stół i podpala, po raz ostatni podlawszy uprzednio alkoholem – efekt jest naprawdę świetny.

Poniżej zdjęcia – obawiam się, że niezbyt efektowne, ale w Święta tyle się działo, że dosłownie w ostatniej chwili zdążyłam złapać za aparat, gdy pudding pojawił się na świątecznym stole.


I jeszcze zapalone...

2 komentarze:

  1. Wow, flambirowany puding bardzo widowiskowy! Kiedys jadlam zrobiony przez znajomych z Wysp i bardzo mi smakowal.

    OdpowiedzUsuń
  2. A dziękuję:) na zdjęciu aż tak dobrze tego nie widać, ale w *realu* pudding wyglądał naprawdę zjawiskowo:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...