Zanim w ogóle przejdę do przepisu, a nawet do moich tradycyjnych około-kulinarnych wynurzeń, muszę się Wam do czegoś przyznać. Otóż - określenie „Bruschetta” jest w wypadku tego dania lekkim nadużyciem. Tradycyjna bruschetta to solidnej grubości grzanka z chleba, w którą wtarto świeży czosnek i hojnie polano oliwą, ewentualnie doprawiono solą i pieprzem… i dopiero tak przygotowana baza stanowi ramę dla ewentualnych dodatków – pomidorów i bazylii, szynki parmeńskiej, warzyw macerowanych w oliwie… dodanych na już upieczoną kromkę chleba. Nie jest natomiast bruschettą porcja pieczywa zapieczona z dodatkami… czyli właśnie to, co Wam dzisiaj proponuję;)
No, ale że ja w kuchni czuję się bardzo swobodnie, także i bruschettę mogę sobie przygotowywać tak, jak chcę. Zresztą – podstawowym powodem, dla którego lubię zapiekać słynne bruschettowe pomidory jest nie – przekora, ale gorzka świadomość, że dzisiejszym „tomatom” niejednokrotnie wiele brakuje do tego, by mogły zachwycać tylko i wyłącznie czarem własnego smaku. Odpowiednie ich przygotowanie, a następnie zapieczenie w piecu pozwala odtworzyć ten cudowny, słodko-kwaśny efekt, którego w świeżych pomidorach (nawet tych najlepszych) nie udało mi się znaleźć już od dawna.
No ale dość już o tym.
Bruschetta. Bułka z masłem. Kuchenna fraszka-igraszka, trochę jedzenie, a trochę takie fru-bździu – bo czyż przekąskę z chleba z dodatkami można nazwać posiłkiem? W pogoni za wyszukanymi potrawami od najbardziej wybitnych szefów kuchni zapominamy, że nieraz najsmaczniejsze rozwiązania to także te najprostsze. Trochę, jak w życiu – godzinami zadręczamy się poczuciem, że – by znaleźć sens życia - potrzebujemy „czegoś innego” albo „czegoś więcej”, podczas, gdy tak naprawdę to, co sprawiłoby nam najwięcej radości mamy dokładnie przed sobą – rozwiązanie tak genialne w swojej prostocie, że nawet nie pamiętamy, iż w ogóle istnieje.
Nie bójmy się więc żyć, jeść i gotować „po prostu”. Pewnie, że czasem fajnie spędzić nad nowym daniem trzy godziny, a wcześniej tydzień, by dobrać odpowiednie składniki… ale nieraz też to, co najlepsze, jest też najłatwiejsze i najszybsze w przygotowaniu.
Na 4 bruschetty potrzebujesz:
4 kromki pieczywa razowego, najlepiej na oliwie
3 niewielkie pomidory gruntowe, pokrojone w kostkę
Garść listków świeżej bazylii, posiekanych
50 g gorgonzoli, pokrojonej w kostkę
1 łyżka octu balsamicznego
3 łyżki oliwy
2 zmiażdżone ząbki czosnku
1 drobno posiekana papryczka chilli (opcjonalnie)
1 łyżeczka cukru
sól
świeżo zmielony pieprz
Piekarnik rozgrzej do temperatury 180º C. Do miseczki wrzuć pomidory, połowę czosnku, posiekaną paryczkę chilli (opcjonalnie), ¾ listków bazylii, ocet balsamiczny, cukier, 1 łyżkę oliwy, szczyptę soli i odrobinę świeżo zmielonego pieprzu. Całość wymieszaj i odstaw na 10 minut, by smaki się przeniknęły.
W cztery przygotowane kromki chleba wetrzyj pozostały czosnek i pokryj oliwą (ok. ½ łyżki na każdą kromkę, ale można oczywiście dać więcej). Ułóż na naczyniu żaroodpornym i zapiekaj pod grillem przez ok. 5 min. Następnie wyjmij naczynie z pieca i na każdej kromce umieść hojną porcję macerowanych pomidorów. Zapiekaj przez kolejne 6 minut. Wyjmij, na każdej kromce umieść kawałki gorgonzoli, po czym zapiekaj jeszcze przez 2 minuty.
Podawaj od razu, posypane listkami bazylii i świeżo zmielonym pieprzem. Jeśli chcesz, możesz dodatkowo polać bruschettę oliwą i octem balsamicznym, choć mnie wystarczają na ogół te ilości, które dodałam na początku.
Świetny blog, dodaje go do ulubionych i zapraszam do siebie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBruschetty w Twoim wydaniu wyglądają niezwykle apetycznie.Pomyślę o jutrzejszym śniadaniu!
OdpowiedzUsuńJa przygotowuję je w klasyczny sposób właśnie.A więc chleb z ,bazą' i dopiero dodatki.
Udanego weekendu!
Dariaanna - dziękuję za pierwsze odwiedziny i za bardzo miłe słowa! Weszłam do Ciebie i pewnym przepisem od razu mnie zachwyciłaś...:) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńAmber: dziękuję Ci bardzo:) Ta metoda w moim wypadku sprawdza się właśnie w wypadku bruschetty z pomidorami, pozostałe rodzaje też robię już tradycyjnie. Pozdrawiam Cię serdecznie i Tobie również życzę udanego weekendu!
Często moje nerwowe przeszukiwanie kuchni, by znaleźć coś dobrego kończy się przygotowaniem bruschetty. Na mój sposób - często z pomidorami i kaparami. Z dużą ilością czosnku.
OdpowiedzUsuńMasz rację - nie bójmy się uproszczeń w kuchni, bo tylko przez przygotowywanie podstaw uczymy się potem tych skomplikowanych dań :)
to musi być bardzo smaczne:)
OdpowiedzUsuńbruschetta czy w istocie nie - wygląda pysznie :P poproszę kromeczkę!
OdpowiedzUsuńJak ja lubię takie proste smakołyki - akurat na jesienne smuteczki
OdpowiedzUsuńEscapade Gourmande - Kaparów nigdy do bruschetty nie dodawałąm, ale brzmi super!
OdpowiedzUsuńDuś - Powiem Ci: rzeczywiście jest pyszne! Spróbuj kiedyś! :)
Kasia - dziękuję i wirtualnie Cię częstuję :)
Babciagramolka-Bunia: bo nieraz to, co proste, jest najsmaczniejsze:) I masz rację - jesienią szczególnie musimy starać się o różne akcenty poprawiające humor:)
Pozdrawiam Was serdecznie!
Bardzo lubię bruschettę, niezależnie od tego, czy przyrządza się ją zgodnie z kanonami kuchni, czy w własnymi modyfikacjami i uważam, że jak najbardziej można ją potraktować jako posiłek. U mnie stanowi często śniadanie lub kolację.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Haniu-Kasiu: Dokładnie! Bruschetta górą w każdej formie! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńŚródziemnomorskie, ''ciepłe'' śniadanie (mistrzów). Nie ma nic lepszego w jesienny, zimny i wyborczy poranek. Cokolwiek się stanie, bruschetty zawsze będą smakować wyśmienicie;-)))
OdpowiedzUsuńśliczne :) Ja w końcu nauczyłam męza jesc pomidory na gorąco :) a ja to bym to nazwała ,,zapiekanka w kolorze red " :) i pasuje do mego postu :) i juz wiem co zrobic na śniadanie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKolorystyka na zdjęciu apetyczna,a Twoją bruschettę Delikatessen chętnie bym porwała ze zdjęcia i schrupała:-)
OdpowiedzUsuńSabienne - to prawda, pyszne bruschetty nie przeminą! Ja dzień po wyborach czuję się już o wiele spokojniejsza, ale tak naprawdę dobrze pamiętać, że niezależnie od polityki, niektóre rzeczy są stałe i pewne:)
OdpowiedzUsuńMona: zapiekanka w kolorze red - fajna nazwa:) Wypróbuj koniecznie, na śniadanie jak znalazł:)
Karola - dziękuję:)
Pozdrawiam!
Kocham bruschette, a połaczenie pomidorów z gorgonzolą musze wyprobowac!
OdpowiedzUsuńMusze sobie tez strzelic bruschette, bo dawno nie mialem okazji... a przepis wyglada super! Musze sprobowac tak przyrzadzone pomirodki :)
OdpowiedzUsuńZ mojej strony dodam, ze ja lubie (moze nieautentycznie) chlebek szybko przysmazyc na naoliwionej patelni - bo wtedy z zewnatrz jest chrupki i zlocisty, a w srodku miekki, i przez kontrast, slodkawy. Plus reszta typowo ;)
Tylko trzeba uwazac, zeby dobrze kromki posmarowac oliwa, bo w przeciwnym razie smazenie moze zmienic kolor grzanki nie na zloty, a bardziej na czarny :(
Pozdrawiam!
Ula - spróbuj koniecznie, smakuje naprawdę dobrze:)
OdpowiedzUsuńGłodomorku: zrób zrób - a swoją drogą Twój sposób przygotowywania bruschetty (może i także "nieprzepisowy";)) brzmi naprawdę wyśmienicie! Pozdrowienia:)
Pyszna prostota i bardzo apetyczna czerwień :)
OdpowiedzUsuńEvitaa - dziękuję za miłe słowa! Czerwień to jest to, szczególnie jesienią...:)
OdpowiedzUsuńPomidorowa bruschetta zachwyca mnie za każdym razem gdy ją jem, smakiem, kolorem i swą prostotą. Cudna:)
OdpowiedzUsuń