środa, 23 listopada 2011

O przymiotach angielskiego śniadania


No i znowu miałam mały przestój. W moim życiu wiele się działo, laptopa zdążył już pokryć kurz, a mnie do tego wszystkiego udało się wyjechać na krótkie wakacje do Włoch. Relacja z podróży już wkrótce, a dziś kolejny wpis na temat kulinariów brytyjskich, który dołączam do akcji Festiwal Kuchni Brytyjskiej.

Było już o herbacie i nieodłącznych jej ciasteczkach maślanych, było o karmelowych flapjacks – teraz pora na kiełbaski i jajka sadzone.

Niektórzy twierdzą, że angielski sposób żywienia jest obrzydliwy i że „tego wszystkiego, co Anglicy serwują sobie na śniadanie, nie sposób zjeść z samego rana”. Właściwie coś w tym jest. Nie trzeba jednak długo mieszkać w UK, by dojść do pewnej gorzkiej życiowej obserwacji: że niejednokrotnie te właśnie nazbyt treściwe poranne posiłki to najlepsze, na co można liczyć w ciągu całego dnia. Tę przygnębiającą prawdę odkrywa się szczególnie wtedy, gdy mieszka się w akademiku lub gdy z jakiegokolwiek innego powodu jest się skazanym na jedzenie, które nie jest domowe. Stołówka, ready-meal z supermarketu, pizza na telefon… wszystko fajnie, ale na dłuższą metę ciężko to wytrzymać.

Że niby Włosi jedzą na śniadanie złociste, świeże ciastka z owocami i popijają je malowniczym cappuccino przy stoliku w ogródku pachnącej kawą kafejki? Może i tak, ale Włosi wiedzą, że to dopiero początek, mało znacząca uwertura przed całą operą kulinarnych wspaniałości: makaronów, pieczonych mięs i warzyw, słodkich, leciutkich deserów.

A na co niby mają się cieszyć Anglicy? Na ciapkowaty Shepherd’s Pie i ciasto, na które składa się suchy jak wiór biszkopt i gruba jak pierzyna warstwa słodkiego, twardego lukru? Żeby była jasność – jak już Wam pisałam, angielska kuchnia, gdy dobrze przyrządzona, jest naprawdę rewelacyjna. Niestety jednak w dobie galopującej postmodernistycznej mega-nowoczesności, która króluje na Wyspach, o taką dobrze przyrządzoną kuchnię bardzo trudno, bo nikt już za bardzo nie umie gotować… a jeśli nawet umie, to na gotowanie nie ma czasu – lub nie chce go mieć.

W takich okolicznościach – zapewniam Was – nic nie cieszy człowieka bardziej, niż perspektywa solidnego śniadania, które zrekompensuje wszelkie kulinarne niedociągnięcia na pozostałych etapach dnia. No bo jednak chrupiący bekon to chrupiący bekon, sadzone jajka to sadzone jajka, a pieczone pomidory to pieczone pomidory. Oczywiście i je także można zepsuć, jeśli się ktoś bardzo postara, ale powiedzmy sobie szczerze – nie jest to częste, zaryzykować można. Pozostają co prawda elementy sporne, jak scrambled eggs, czyli jajecznica z jajka rozbełtanego z mlekiem (osobiście nigdy nie byłam w stanie jej zjeść) czy fasolka w sosie pomidorowym, na którą przepis ogranicza się do dwóch prostych czynności: 1) kupić pomidorową fasolkę w puszce firmy Heinz; 2) przelać ją do rondelka i podgrzać, aż będzie gorąca.

Generalnie jednak angielskie śniadanie to naprawdę jest COŚ. Kiedyś stanowiło fundament brytyjskiego żywienia, dziś praktykowane jest w kilku dosłownie sytuacjach:

1)      Gdy stanowi najatrakcyjniejszy element dnia dla kogoś, kto musi polegać na szeroko pojmowanym angielskim masowym żywieniu;
2)      W hotelach, pubach i restauracjach – obowiązkowo! Niektóre puby reklamują się wręcz tym, że serwują tradycyjne śniadanie przez cały dzień – co ma właściwie sens.
3)      W weekendowe poranki na wielu angielskich stołach – jako ekstrawagancja w stylu „jest weekend – zaszalejmy!”
4)      Wszędzie tam, gdzie ludzie pozostają nieodpowiedzialni i wcale nie chcą się odchudzać, liczyć kalorii i rezygnować z licznych przysmaków na rzecz musli i odtłuszczonego mleka.

W pozostałych wypadkach na stołach króluje raczej to, co zdrowe i lekkie – tosty, owoce, płatki i jogurty.

W ramach eksperymentów kulinarnych warto jednak spróbować zrobić kiedyś w domu to „prawdziwe” angielskie śniadanie – szczególnie w weekendowy poranek, gdy zamiast wczesnego i ekspresowego śniadania można sobie pozwolić na trochę późniejszy, leniwy brunch:)

Przyznaję, że poniższe zestawienie nie zawiera wszystkich elementów angielskiego śniadania, bo inaczej chyba byśmy wszyscy pękli! Niektóre pozycje wyszły już użycia, na przykład smażony śledź – you’ve got to draw a line somewhere. Inne stosowane są wymiennie – jajka albo w formie „scrambled eggs” (wspomniana już jajecznica z mlekiem, która nie cieszy się moją sympatią), „poached eggs” (jajka w koszulkach), „fried eggs” (jajka sadzone) lub hard-boiled eggs (jajka na twardo).

Ja proponuję Wam dziś jajka sadzone, plasterki smażonego bekonu, angielskie kiełbaski, pieczone połówki pomidorów i tosty smażone w maśle (jedna z najlepszych rzeczy, jakie w życiu jadłam). Na fasolkę w sosie pomidorowym nie starczyło mi już energii, zresztą przepis podałam Wam już wyżej (to nie był żart! ;)). Częstym elementem angielskich śniadań są też smażone pieczarki, tzw. waffles (rodzaj gofrów, słodkich lub wytrawnych), oraz hash browns – przepyszne krokiety ziemniaczane odrobinę przypominające rösti.

Angielskie śniadanie zawsze dzieli się na dwie części – słoną i słodką. Swoisty śniadaniowy „deser” oznacza u Anglików gorące tosty z masłem i marmoladą lub z lemon/orange curd – wspaniałym słodkim kremem o smaku cytrynowym lub pomarańczowym. Ja także proponuję Wam słodkie zakończenie posiłku, pozwala doskonale przełamać zbytnią obfitość i wytrawność wcześniejszego etapu śniadania.

Spróbujcie sami! :)

A więc:

1)      Najlepiej zacząć od kiełbasek i pomidorków. Angielskie kiełbaski możecie kupić w Brytyjskim Sklepie na ul. Koszykowej w Warszawie, o czym dowiedziałam się dzięki uprzejmości mojej znajomej L. (dziękuję za cynk:)). Sprzedaż także on-line; szczegóły na końcu. Jeśli nie macie lub nie lubicie angielskich kiełbasek, możecie zastąpić je Waszymi ulubionymi kiełbaskami polskimi: frankfurterkami, parówkami lub cieniutkimi białymi kiełbaskami przypominającymi bawarską odmianę Weißwurst.
2)      Piekarnik nastaw na 200ºC. Pomidorki przekrój w poprzek i ułóż w płaskim żaroodpornym naczyniu. Każdą połówkę posyp solą. W małym kubeczku wymieszaj 1 łyżkę oliwy, 1 łyżeczkę octu balsamicznego i 2 łyżeczki cukru. Tak powstałą marynatą polej wierzch każdego z pomidorków – dzięki temu ładnie się zrumienią i nabiorą słodyczy. Jeśli akurat masz pod ręką świeży tymianek, na każdej połówce możesz ułożyć jego gałązkę.
3)      W tym samym naczyniu, na środku, ułóż kiełbaski. Delikatnie nasmaruj je oliwą oraz odrobiną słodkiego sosu chilli lub miodu – dzięki temu kiełbaski ładnie się zrumienią.
4)      Naczynie z pomidorkami i kiełbaskami wstaw do piekarnika na ok. 20 min, ewentualnie na trochę krócej, jeśli używasz innych kiełbasek.
5)      Rozgrzej patelnię. Gdy już będzie gorąca, dodaj 2-3 łyżki oleju i na gorący tłuszcz wrzuć cienkie plasterki bekonu lub boczku (ja zakładam ok. 2-3 na osobę). Gdy bekon się zrumieni, zdejmij go z ognia i osusz na papierowym ręczniku.
6)      Ponownie rozgrzej patelnię, nie usuwając oleju ze smażenia bekonu. Gdy olej będzie już gorący, wbij jajka (1-2 szt. na osobę, w zależności od apetytu:)). Każdy ma swoją metodę smażenia jajek tak, by białko się ścięło, a żółtko pozostało płynne Mój sposób polega na tym, że wrzucam jajka na bardzo gorący tłuszcz, po czym po ok. 20 sekundach przykrywam patelnię i smażę jeszcze przez ok. 15-20 sekund, aż białko się zetnie. Sekret polega na tym, że pod przykryciem tworzy się gorąca para, która bardzo szybko ścina białko od góry. Polecam:)
7)      W tym samym czasie na malutkiej patelni rozgrzej 1 łyżkę oleju z 3 łyżkami masła. Gdy są już gorące, wrzuć na nie kromki białego chleba (najlepiej użyć chleba tostowego lub bagietki) i obsmażaj z obu stron, aż chleb się zarumieni – taki butter bread to jeden z najlepszych elementów angielskiego śniadania!
8)      Na talerzach ułóż kromki butter bread, na nich połóż jajka sadzone. Następnie wyłóż na talerzu kiełbaski, pomidorki i bekon. Podawaj od razu!
9)      Gdy najecie się już bekonem i pomidorkami, czas na śniadaniowy „deser: :) W tosterze lub piekarniku zrumień kromki chleba (najlepiej oczywiście tostowego), po czym podawaj gorące z masłem i wspaniałymi słodkościami do wyboru: cierpką angielską marmoladą cytrusową (absolutny brytyjski hit!), kwaskowatym lemon curd lub orange curd, albo masłem orzechowym lub czekoladowym.



Gdzie dostaniecie angielskie specjały:

1)      The British Shop na ul. Koszykowej 30 w Warszawie: http://www.britishshop.pl. Sklep prowadzi także sprzedaż on-line, a jeśli mielibyście możliwość wybrania się tam osobiście, czeka na Was także prawdziwy angielski bar z Fish & Chips. Jeszcze raz wielkie podziękowania dla L., która pierwsza powiedziała mi o tym wspaniałym sklepie! Jego wielką zaletą jest to, że poza artykułami spożywczymi znajdziecie to także wyroby garmażeryjne: kiełbaski, sery Cheddar i Stilton, a nawet prawdziwe angielskie ready-meals.
2)      Spożywcze części Marks & Spencer. Nie każdy polski M & S je posiada, w Warszawie możecie napotkać je w Arkadii, a przede wszystkim w najnowszym Marksie na ul. Marszałkowskiej. Ofertę (choć niepełną) znajdziecie też na stronie internetowej sklepu.
3)      W powyższych sklepach dostaniecie też marmoladę i Lemon Curd, natomiast gdybyście chcieli te ostatni przygotować sami – polecam przepis Doroty, który znajdziecie tutaj.
4)      Angielskie sery dostaniecie też w La Fromagerie – sklepie z serami na ul. Burakowskiej, o którym wiele pisała swego czasu Lo.

9 komentarzy:

  1. Przyznam bez bicia, ze czasem nachodzi mnie ogromna ochota na angielskie sniadanie (zwykle, co ciekawe, na kacu - tu pomaga fakt, ze wiekszosc "greasy spoons" serwuje sniadania caly dzien ;)). A angielska kuchnia wcale zla nie jest. Czasem mam wrazenie, ze - podobnie jak polska - jest mniej kolorowa i efektowna od takiej wloskiej, hiszpanskiej czy meksykanskiej, ale, jak sama piszesz, dobrze przyrzadzona potrafi byc rewelacyjna!
    A hash browns uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, miło mi, że jesteśmy zgodne! I zgadzam się w zupełności - dobre angielskie śniadanie w niedzielny poranek po sobotniej imprezie to świetny początek dnia:) Ja też czasem po prostu tak "mam", że muszę je zjeść, wtedy od razu poprawia mi się humor:) A za hash browns też przepadam:)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mocny akcent na początku dnia.
    Kiedyś miałam okazję przeżyć coś takiego i przyznam,że niełatwo było.Potem schodziłam na śniadanie,jak Gospodarze byli już ,po'.
    Choć u nas niektórzy też jadają takie ciężkie rzeczy z rana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że natrafiłam u Ciebie na informację o sklepie przy Koszykowej, bo nie wiedziałam o jego istnieniu. Chętnie tam zajrzę. W dziale spożywczym Marks&Spencer zostawiłam już dużo pieniędzy - często się tam zaopatruję. Ciekawa jestem oferty konkurencji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może nie codziennie. Ale tak od czasu do czasu, kiedy na dworze zimno i mokro. Takie śniadanie też ma swój urok. Uwielbiam je w angielskich hotelach. Mogę się wtedy nim delektować bez wyrzutów sumienia. Pozdrawiam serdecznie. Muszę zajrzeć koniecznie do tego sklepiku. Dziękuję za namiary.

    OdpowiedzUsuń
  6. Amber - mimo wszystko wyrazy uznania dla Twoich Gospodarzy, że w ogóle chciało im się codziennie rano przygotowywać takie śniadania - większości Anglików po prostu by się nie chciało ;P Akcent rzeczywiście "mocny", ale z czasem można się przyzwyczaić, i to aż za bardzo:)

    Haniu-Kasiu: to prawda, Marks i Spencer jest super - uświadomiłaś mi, o czym nie wspomniałam, gdy pisałam o nim powyżej - że poza typowymi angielskimi produktami można tam kupić mnóstwo świetnych dodatków do dań azjatyckich czy włoskich.

    Lo - to prawda:) Takie śniadanie to zdecydowanie odświętny posiłek. We właściwych okolicznościach i w pięknym, tradycyjnie angielskim otoczeniu smakuje wybornie:)

    Pozdrawiam Was serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. z przyjemnością przeczytałam nie tylko przepis na samo potężne śniadanie, ale całość - i tak sobie myślę, że takie śniadanie nie jest jakoś straszliwie odległe od niektórych naszych bo jajka, boczek, chleb z dżemem czyli dużo i bardzo pożywnie to częsty zestaw w polskich domach - no, może nie w tygodni, ale w weekend na pewno

    OdpowiedzUsuń
  8. Pyzo - to prawda, tak naprawdę i w Polsce można znaleźć wiele takich akcentów. Na codzień, gdy bardzo się spieszę, jestem na ogół w zbytnim biegu, by móc cieszyć się większym posiłkiem, ale właśnie wtedy, gdy mam trochę czasu na lenistwo i relaks, mało co tak wprawia mnie w dobry humor na resztę dnia, jak duże śniadanie;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja to śniadanie mogłaby jeść przez cały dzień, takim jestem fanem:)
    Angielskie lubię niezmiernie, ale lubię je jeść długo, co najmniej przez 2 godziny, z kawą i gazetami. W sam raz na weekend!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...